5 marca 1901 roku w Gwoźnicy Górnej k. Strzyżowa urodził się Julian Przyboś – pisarz i tłumacz, patron Szkoły Podstawowej nr 12 na Pobitnym.
Julian Przyboś był uczniem I Gimnazjum w Rzeszowie. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Następnie studiował polonistykę i pracował jako nauczyciel. Większość okupacji niemieckiej spędził w rodzinnej Gwoźnicy. Po wojnie został członkiem Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszowie a następnie Krajowej Rady Narodowej. Został pierwszym prezesem Związku Zawodowego Pisarzy Polskich. Następnie wstąpił do PPR i PZPR (wystąpił z niej w 1958 roku po wykonaniu wyroku śmierci na Imre Nagy). Pracował jako dyplomata, był też dyrektorem Biblioteki Jagiellońskiej oraz wiceprezesem PEN Clubu. Współpracował z wieloma czasopismami.
(Fot. CAF)
Julian Przyboś zmarł 6 października 1970 roku. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Gwoźnicy Górnej choć wolą poety było spocząć na górze Patria.
(Tablica nagrobna Juliana Przybosia, fot. Adam Napiórkowski)
Wybrana twórczość Juliana Przybosia (za culture.pl)
- Śruby, Kraków 1925
- Oburącz, Kraków 1926
- Sponad, Cieszyn 1930
- W głąb las, Cieszyn 1932
- Równanie serca, Warszawa 1938
- Póki my żyjemy, wydanie 1 – rękopiśmienne: 1943, wydanie 2: Kraków 1944
- Miejsce na ziemi, “Czytelnik”, Łódź 1945
- Czytając Mickiewicza, Warszawa 1950
- Rzut pionowy. Wybór wierszy, Warszawa 1952
- Najmniej słów. Poezje. Materiały poetyckie. Objaśnienia, Kraków 1955
- Linia i gwar. Szkice, t. 1-2 Kraków 1956
- Narzędzie ze światła, Warszawa 1958
- Więcej o manifest, Warszawa 1962
- Sens poetycki. Szkice, Kraków 1963
- Na znak, Warszawa 1965
- Kwiat nieznany, Warszawa 1968
(Izba pamięci Juliana Przybosia w Gwoźnicy, fot. Adam Napiórkowski)
(Pomnik Juliana Przybosia w Gwoźnicy, fot. Adam Napiórkowski)
(Krzyż na Patrii, fot. Adam Napiórkowski)
Póki my żyjemy
Huk armat na wysokość łun
wzrósł,
niebo wali się z trzaskiem.
Bezbronny, wbity pociskami w grunt,
błagam o karabin jak skazaniec o łaskę
i tylko krzyczę – niecelnie,
z rannych i martwych wstawszy.
Mój wzrok po torach bomb strącony w gruz
przypada do Warszawy.
Aż w rozpękły na dwoje słuch
płacz mężczyzn wpadł – i ich, jak nabój, milczenie:
W tej chwili zginął mój brat.
Żegnam was, unoszący za granicę głowy,
uciekający do broni,
gdy tu, w rozwalonym schronie,
z jeszcze żywych ostatniego tchu
odtworzyłbym nasz hymn narodowy.